Tjutek zwykle przesiadywał na parapecie okna, albo siedział na ogromnej dracenie w moim salonie i ją użyźniał:) Lato było tak gorące, że nie sposób było siedzieć przy zamnkniętych oknach, a że pisklak nie wykazywał jakichkolwiek chęci ucieczki byłam o niego spokojna. Kiedyś podwieczór wyszłam z domu i razmawiałam z sąsiadką pod oknem, ptak widocznie zareagował na mój głos i wyfrunął na modrzew przed oknami. Kiedy to zobaczyłam pobiegłam do domu i wałam przez okno Tjutek choć, ale ptak nie fruwał jeszce dobrze i się bał. Kręcił się na gałęzi w kółko, popiskliwał po swojemu i nic. Mówię do męża, że trzeba coś zrobić, bo go rano sroki zadziabią, albo w nacy zjedzą łasice. A że mój małżonek zdążył się przyzwyczaić, do moich ptaszków, bez zastanowienia wyciągnął długi bambusowy kij i wystawił przez okna na gałąź do Tjutka.
Wołam Tjutek, Tjutek chodź i wybraźcie sobie ptak wszedł na kijek, i przydreptał po nim do mnie.
Radość była w domu ogromna Tjutek uratowany.