Jak już pisałam, dzięki znajomym, którzy od czterech lat mieszkają w Norwegii, mogłam zobaczyć ten niesamowity kraj fiordów. Nadmienię, że znajomi zupełnie nie interesowali się ptakami, tak nie interesowani, bo po mojej wizycie gospodarz chyba złapał bakcyla.
Nasza droga wiodła przez Szczecin, z którego promem dotarliśmy do Szwecji, drogą wzdłuż Zatoki Botnickiej przemierzaliśmy Szwecję.
Niesamowite widoki, z ptaków po drodze udało mi się zaobserwować: bernikle kanadyjskie, gęgawy, kanię rudą, masę srok, wron siwych i mew. W północnej Szwecji widziałam w sumie pięć reniferów, które pasły się przy drodze. Zdjęcia, niestety kiepskie.
Trzeciego
dnia po północy przekroczyliśmy równoleżnik
66°33'39"N.
Po trzydniowej podróży z Polski dotarliśmy do Arstein, małej miejscowości, gdzieś między Narwikiem, a Tromso w Norwegii.
Pierwsze refleksje.
Po
pierwsze, o tej porze roku nie ma tam nocy i można się zupełnie pogubić w
poczuciu czasu, np. młodzież jeździ na rowerach o 1.30, pierwiosnki śpiewają o
2.00, o 21 można się jeszcze opalać.
Przez
pierwsze dwa dni zupełnie nie chciało mi się spać, musiałam dopiero zrobić
całkowite zaciemnienie w swoim pokoju.
Widoki
gór i fiordów są powalające, u znajomych, u których gościłam, nie ma telewizora,
a jego rolę pełni ogromne okno w salonie z widokiem na fiordy, morze i góry, na
które można spoglądać upajać się
widokiem bez końca. Światło i chmury
rysują coraz inne obrazy.
Pływy
morskie powodują, że raz mamy plażę, a raz nie można przejść brzegiem.
W zatoce
baraszkowały od czasu do czasu morświny, pływały dwie samice edredonów z
małymi, przed domem na łące chodziły ostrygojady, w języku norweskim - ciele.
Ciągle hałasowały mewy, utrudniając mi fotografowanie ptaków, wytropiły mnie wszędzie i darły się nad głową. Za domem zaobserwowałam czeczotki, czyże, pliszki siwe, wróble, bogatki.
A rośliny, jak z naszego atlasu roślin chronionych, tylko, że na ogromnych przestrzeniach: malina moroszka, którą w Norwegii zbiera się jak nasze maliny, wełnianki, zimoziół północny, bobrek trójlistkowy, stoplamek Fusza , widłaki i wiele innych.
Jak
chcieliśmy obiad, to wsiadaliśmy do łódki i dosłownie w ciągu godziny mieliśmy
parę dorszy dosłownie prosto z morza na patelnię.
Zwiedzaliśmy
najciekawsze miejsca w okolicy, patriotyczne odwiedziliśmy muzeum i cmentarz w Narwiku,
Tromso, z najdalej na północ położonym uniwersytetem i muzeum polarnictwa,
gdzie m. in. mogłam zobaczyć łódź Amundsena, na której podbijał obszary polarne
Ziemi.
Podziwialiśmy
piękno Lofotów- zobaczcie, co tu pisać http://www.adamlawnik.pl/zdjecia/lofoty.php
Przerażały
mnie odległości, które trzeba było pokonywać, aby gdzieś dotrzeć.
Dla Norwegów 300 kilometrów to tylko 3 mile :)
Cdn.