Nie wiem od czego zacząć, dawno już nic nie opisywałam. Kiedy zbliża się koniec roku szkolnego zbyt pochłonięta jestem pracą i mam mniej czasu na przyjemności.
Byłam z moimi laureatami konkursu „ Poznajemy Parki Krajobrazowe Polski” w OEEi K „Salamandra” w Mysliborzu. Pełny komfort, czwórka najlepszych pod opieką, ani razu, przez cztery dni nie musiałam powiedzieć: „ proszę o spokój”. W poniedziałek jadę tam z moją klasą (21 osób) i nie ma siły, już tak relaksacyjnie nie będzieJ
Sam ośrodek, rewelacyjny, baza edukacyjna na miarę Europy, sale laboratoryjne z pełnym wyposażeniem. Chciałabym mieć taką w szkole, w której uczę. Działa tam również od niedawna Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt. W wolierach przebywa kilkanaście myszołowów, które już nie mają szans na wolne życie. Część ptaków odzyskano z rąk rolników, którzy znajdując chorego ptaka, trzymali go w klatce po królikach. Serce mi się krajało, kiedy z woliery dobiegało płaczliwe, gwiżdżące „hije. Przy oczku wodnym dreptali następni pacjenci: dwa łabędzie nieme i bocian biały. Też nigdy już nie polecą. Cały dzień łabędzie pływały w oczku, lub trzymały się blisko niego, a bocian spacerował po swojej łączce, ale kiedy zapadał zmrok, cała trójka skupiała się w sadzawce. Według zasady „ w kupie bezpieczniej”. Bocka karmiłam parówkami ze śniadania, potem jak mnie widział łaził za mną z proszącym wzrokiem. W budynku, w klatce była kawka, którą nazwaliśmy Zośka. Nawet widząc, że pracownicy, nie bardzo przykładają się do czystości w jej klatce, posprzątaliśmy ptaszynie. Pocieszne, inteligentne stworzenie. Był nawet pomysł, że możemy przez noc wylać zbyt zaglonioną wodę w oczku i nalać czystej, ale daliśmy sobie spokój.
Wąwóz Myśliborski to niesamowicie urokliwe miejsce. Bazaltowe skały całe porośnięte języcznikami i paprotkami zwyczajnymi robią wrażenie. Wąwóz przecina leniwie płynący strumień Jawornika. W śród pozostałości puszczy jaworowej rozbrzmiewają wiosenne trele wilg, pierwiosnków, drozdów, pokrzewek, świstunek i innych ptaków. Po raz pierwszy w tym roku, usłyszałam tam kukułkę.
Ośrodek posiada również piękną salę muzealno-dydaktyczną. Ze zbiorów ptasich moją uwagę zwrócił: sokół wędrowny, trzmielojad, kania czarna, głuszec, żuraw, słonka.
Zorganizowali nam również wycieczkę do Czech ,z przesympatycznym panem przewodnikiem Edwardem Wiśniewskim, który od 9.00 do 18.00 opowiadał nam o historii, geologii, etnografii polityce, architekturze obszarów, przez które jechaliśmy, jakby czytał jakąś niesamowitą książkę- mało już jest takich przewodników. Celem wycieczki było Muzeum Karkonoszy w Vrchlabi - „Skała i życie”. Ponoć jedyne takie muzeum w Europie. W każdej sali monitor, prezentacja w języku zwiedzających. Po kolei, jak omawia lektor podświetlają się gabloty. Zbiory zachwycające. A na koniec w piwnicach model strumienia górskiego z żywym stadem pstrągów, terraria z traszkami, salamandrami, żmijami. Godne polecenia, naprawdę warto to zobaczyć.
Co do zajęć, największe wrażenie na mnie i młodzieży zrobiły warsztaty z dyrektorem panem Markiem Cieślakiem – nie skończona skarbnica wiedzy, a przekaz emanuje prawdziwą pasją. Niby taki nie ciekawy temat „ Formy ochrony przyrody w Polsce i w Europie na przykładzie Góry Rataj” ( oczywiście zajęcia w terenie), a uczniowie zostali oczarowani charyzmą pana Cieślaka.
Myślę, że młodzież wróciła do domu bogatsza o wspaniałe przeżycia i wiedzę, a ja z przyjemnością jadę do „Salamandry” z nową grupą w poniedziałek.
No, ale u mnie tez jest Myslibórz: http://pl.wikipedia.org/wiki/My%C5%9Blib%C3%B3rz
Ale jednak chyba o ten na Dolnym Śląsku chodzi:)
„No pięknie! Podczas takich wypadów człowiek uczy się najwięcej. A czy to jest ten Myślibórz w województwie zachodniopomorskim?”
Masz rację, zawsze uważałam, że to, co uczeń przeżyje w bezpośrednim kontakcie z naturą jest stokroć cenniejsze niż lekcje w klasie. Takie wyjazdy dają nie tyklo edukacje, ale często mogą wpłynąć na cały światopogląd młodego człowieka...
No i widzę, że koledzy z Dolnego Śląska znają ten ośrodek.