Dzisiaj rano, pomimo mroźnej nocy i opadów śniegu, świeciło słońce i niebo było bezchmurne. No i postanowiłam wyciągnąć męża na stały obchód. Niespodziankę mieliśmy jeszcze zanim opuściliśmy teren miasta. Jest takie miejsce przed mostem , na Czerwonym Potoku, na które zawsze zaglądam. Zwykle siedzą tam kaczki, a dzisiaj niespodzianka, pliszka górska, już przyleciała, pomimo ciągle trwającej zimy. Wszystko jeszcze u nas w uśpieniu, nawet nie kwitną jeszcze leszczyny, ani olchy. W zaroślach baraszkowały tylko sikory bogatki, wypatrzyłam w śród nich ubogą, którą wcześniej już słyszałam. Na świerku siedział kruk i hałaśliwie „pokrakiwał”, kiedy się rozejrzałam zobaczyłam, że para myszołowów gania się z drugim krukiem. Przyjemny widok, z taką lekkością szybowały po błękitnym niebie w promieniach słońca, na tle ciągle ośnieżonego masywu Mniszka. Nad potokiem wygrzewały się rozleniwione krzyżówki. Piórka kaczorów już lśnią w pełnej krasie. Oczko wodne skute całkowicie lodem i wszystko wokół znów pokrył świeżą kołderką padający od piątku śnieg. No i martwi się człowiek, bo już szpaki i pliszki, a tu znów zapowiadają mrozy i śniegi. Wiosno przyjdź!!! :)
„A u nas na podwórko zawitał szpak. Przylatuje samotnie na parapet by coś przekąsić, a potem siada na kasztanowcu przy drodze i nawołuje - tak dwa dni bez skutku.”