Dzisiaj z mężem, wybrałam się na masyw Trójgarbu.
Pogoda była śliczna, chociaż trochę wietrzna.
Zaraz po wejściu w ścianę lasu, usłyszałam głosy stadka
bogatek. Ku mojej uciesze, w miarę jak wspinaliśmy się
w górę, przelatywały czubatki, w koronach popiskiwały sosnówki,
jednak największa niespodziankę sprawił mi samiec jarząbka,
który niemal wyfrunął mi spod nóg.
Bardzo ucieszyła mnie ta obserwacja, jarząbki prowadzą tak
skryty tryb życia, że nie często udaje nam się je spotykać.
W w lesie, jak to w lesie, to sójka przeleciała, to kruk krakał
w oddali, popiskiwały na świerkach mysikróliki-sielanka.
Tylko dzik nie był zadowolony ze spotkania z nami, podniósł łeb,
chrumknął niezadowolony i podreptał-myśląc sobie pewnie, kto
tu łazi po moim lesie i przeszkadza w śniadanku:)
„Fajnie :D. Mi na Siemianówce powiedziano, że ktoś tam jechał rowerem przez las i coś go uderzyło w łuk brwiowy. Okazało się, że stadko jarząbków zerwało się koło drogi i jeden właśnie tego pana trafił (i zdechł)! Musiał pojechać do szpitala na szycie.”
A dla Pani - gratuluję takiego niezwykłego spotkania, w końcu jarząbki są znane ze swojej super-płochliwości ;)
Co do dzików - przez nie praktycznie boję się chodzić do lasu w pobliżu domu - pokaźne stadko nim zawładnęło ;]